Tylko do końca czerwca firmy mogły składać wnioski o zwolnienie ze składek ZUS w ramach tarczy antykryzysowej. Tym samym wyczerpał się jeden z najpopularniejszych instrumentów pomocowych dla przedsiębiorstw dotkniętych pandemią. Jak informuje na portalu Rzeczpospolita- w sumie skorzystało z niego ok. 1,4 mln podmiotów, dzięki czemu w ich kieszeniach zostało ok. 10,1 mld zł.
To niezbyt dobra wiadomość dla setek tysięcy przedsiębiorców, bo już za czerwiec będą musieli zapłacić składki za siebie i swoich pracowników w pełnej wysokości. Ale to nie koniec złych informacji, bo powoli kończą się także inne instrumenty z tarczy antykryzysowej. Przykładowo wnioski o tzw. świadczenie postojowe (to ponad 2 tys. zł na miesiąc dla samozatrudnionych i zleceniobiorców) można składać jeszcze długo, ale otrzyma się je tylko trzy razy. Jeśli ktoś dostał je za kwiecień, maj i czerwiec, wyczerpał już swoją pulę. Podobnie jest np. z mikropożyczką w wysokości 5 tys. zł (można ją było uzyskać tylko raz) czy dopłatami na ochronę miejsc pracy (są dostępne na trzy miesiące).
Inaczej mówiąc, pomoc publiczna z tarczy antykryzysowej, która niewątpliwie ułatwiła życie firmom w najtrudniejszym okresie, już się kończy, a ze strony rządu nie słychać, by prowadzone były prace nad jej wydłużeniem.
Szczególnie będzie to test i wyzwanie dla jednoosobowych firm. Bo o ile te pozostałe (mikro-, małe i duże) mogą dalej korzystać np. z tarczy finansowej PFR, o tyle dla samozatrudnionych jest ona niedostępna. Pozostanie im bardzo niewiele i raczej drobnych form wsparcia, w tym dotacje z funduszy UE na kapitał obrotowy. Instrument ten dla średnich firm koordynuje PARP, a dla mikro- i małych – urzędy wojewódzkie. Przykładowo na Mazowszu do podziału będzie ok. 80 mln zł.
Źródło/Rzeczpospolita
Opracowanie/własne